Artykuły o literaturze

O CZYM I JAK MA DO NAS MÓWIC LITERATURA

 Temat ten pozornie wydaje się banalny, a nawet  oczywisty. Literatura bowiem jak jej historia długa i szeroka zawsze była z człowiekiem. Z jego uczuciami, wrażliwością, historią, tragediami i  chwilami zwycięstw. Literatura mówi o człowieku o jego uwarunkowaniach społecznych, historycznych, moralnych, emocjonalnych  itp., ponieważ jest wytworem pracy człowieka, wytworem jego duchowości i emocjonalności oraz wynikiem oceniania świata.
Nie powinno się więc, a nawet nie można wymagać od pisarza, żeby pisał na dany lub zadany temat.  Natomiast powinno się zwracać uwagę na to jak owe człowiecze sytuacje, takie jak miłość, cierpienie, krzywdę,  zwycięstwo i klęskę pokazać. Jak powiedzieć o tych powtarzających się przecież sytuacjach w sposób niepowtarzalny i jak uczynić z utworu literackiego dzieło sztuki?
Problem ten  można jak mniemam rozpatrywać w dwóch aspektach: w aspekcie nowatorskiego ujęcia treści i w aspekcie języka.
Podstawowym zadaniem dzieła literackiego jest ekspresja. Jeżeli chcemy czytelnikowi mówić o życiu i jego odcieniach,  w sposób inny niż potocznie, musimy robić to w taki sposób, by  być wiarygodnym, ale jednocześnie, żeby poruszać wrażliwość odbiorcy, jednocześnie go zaciekawiając.
Wrażliwość odbiorców jest jednak różna. Piszemy dla czytelników o wysublimowanych gustach i estetyce, ale też piszemy dla przeciętnego zjadacza chleba. Ciśnie się na usta mickiewiczowskie pragnienie „Oby te księgi trafiały pod strzechy”. A więc pisarz powinien sobie zdawać sprawę z tego, dla kogo pisze i do jakiego czytelnika kieruje swój przekaz literacki.
Obserwując powstawanie wielu gremiów ludzi piszących ( kluby, stowarzyszenia, grupy  literackie), należy stwierdzić, że otaczająca nas, niezbyt przyjazna rzeczywistość mobilizuje ludzi do wylewania swoich emocji na papier i to w ogromnej części w kształcie mowy wiązanej, czyli poezji.
Należy jednak pamiętać, że poeta, to nie tylko rymokleta, ale człowiek, który chce przetransponować własne obserwacje świata i związane z nimi emocje w kształt konkretnego wiersza. Poeta zatem to erudyta. Jego droga twórcza to droga ciągłych poszukiwań, poprzez nawiązania do kultury, w której wyrósł, tradycji historycznej i literackiej, w której został wychowany.
Stąd niezwykle ważne jest sięganie do motywów i wzorców mitologicznych, biblijnych, kulturowych(m. innymi. archetypów*) i odniesienie ich do znanej nam, współczesnej sytuacji, którą chcemy opisać.
Poezja bowiem ma to do siebie, ze jej wytwory , czy li wiersze to przeważnie dygresje, aluzje,  poetyckie opowieści i bardzo osobiste zwierzenia, a także krótkie impresje na temat spostrzeżony przez autora.  Utwór poetycki nie ma pouczać, dydaktyzować, on ma poruszać emocje, intelekt, wyobraźnię czytelnika. Ma go niejako przemieniać, ale nie poprzez podsuwanie wzorców, ale poprzez  zachwyt albo  opozycję do postawy autora. Czytelnik może się z poetą nie zgadzać, wiersz może go bulwersować, może także zachwycać i powodować utożsamienie się odbiorcy z postawą podmiotu lirycznego. Jedno jest pewne nie ma gorszej reakcji czytelnika na poezję, niż obojętność.
Żeby zatem poezja poruszała musi używać takich środków, które wywołają w odbiorcy pożądane emocje.
I tu przejść powinniśmy do  tego, co nazywamy językiem poetyckim.
Język poetycki różni się bardzo od języka potocznego i języka prozy.
Stanowią o tym nie tylko środki literackie właściwe poezji takie jak metafory, porównania, onomatopeje, przerzutnie, czy coraz rzadziej, ale jednak ciągle stosowane rymy.
Stanowi o tym również oryginalność w tworzeniu tych środków na użytek konkretnego wiersza. W literaturze, a w poezji także mamy często do czynienia z zastosowywaniem np. elementów języka potocznego jako celowego zabiegu poetyckiego. W takich działaniach sprawdzili się już międzywojenni „Skamandryci”, którzy (np. Tuwim) używali w poezji nawet wulgaryzmów. Nie świadczyło to bynajmniej o nieznajomości warsztatu poetyckiego, ale, przeciwnie o jego mistrzostwie. W poezji niezmiernie ważne jest bowiem dobieranie słów i ich komponowanie z innymi słowami, co tworzy obrazy poetyckie, a zarazem nowe treści.
Jak więc widzimy w trakcie tworzenia utworu poetyckiego niezbędna  jest nie tylko dobra wola przekazania światu swoich odczuć, ale i cały szereg aluzji, tropów i archetypów ( pierwowzorów mitologicznych, biblijnych, historycznych, czy społecznych), które w poezji istniały i istnieją a więc tworzą nawiązania i pomosty pomiędzy tym co współczesne i co dawne, co wynika z doświadczeń minionych pokoleń i wpływa na te żyjące obecnie.
***

            Nieco inna sytuacja jest w tworzeniu prozy. Proza ma do nas przemawiać mniej obrazowo, ma być elastyczna,  i bardziej  realnie traktująca rzeczywistość niż poezja. Ale i ona musi rządzić się pewnymi prawami, ażeby mogła funkcjonować jako dzieło sztuki.
Dobra książka prozatorska ma nie tylko zaciekawiać i mobilizować do czytania, ma również oddziaływać swoja ekspresywnością.
Opisy sytuacji, przyrody, czy wydarzeń nie mogą być, szczególnie teraz w czasach dosyć szybkiego  trybu życia, długie i zawiłe.
 Tekst prozatorski, kierowany dzisiaj do zapędzonego czytelnika, który ma czasem ochotę usiąść z książka w wygodnym fotelu ma być dynamiczny, prosty w przekazie, ale jednocześnie artystyczny.
Współczesny odbiorca domaga się nie tylko klarowności języka, ale również języka przystającego do współczesnych sytuacji. Nie znaczy to, ze ma to być język niechlujny i wulgarny, ale taki, który jest bliski współczesnemu człowiekowi. Ten język może mieć również  znamiona poetyckości, w zależności od przedstawianych sytuacji, ale poetyckość ta nie powinna zdominować treści, czy relacji, jaka pisarz przedstawia.

Dla ilustracji tego zagadnienia, pozwolę sobie przytoczyć fragment opowiadania Jana Owczarka „Isztar” z tomiku „Kamyk znad morza”

„ Przeszedłem kawałek z nimi, bo szły na jakieś zakupy i to dudnienie w tunelach tętnic jakby przycichło. Rozmawiałem z Lnianowłosą i jej jasnooką siostrą. Pożegnaliśmy się przy Staromiejskiej. Skręciłem nad rzekę, żeby pójść wzdłuż niej ulicą. Pod prąd. Zobaczyć jej początek, narodziny jej zobaczyć. I gdy już szedłem ,patrząc w nurt płynącej obok rzeki, zrozumiałem. To była Ona. Na pewno.  Uśmiechnąłem się do tego odkrycia  niezwykłego i banalnego jednocześnie. Nade mną szybował jej perlisty śmiech. Jak stado gołębi jak rzekłem, szybował. Słyszałem go w sobie coraz natarczywiej, jak wnikał w korytarze tętnic w komory i przedsionki serca. W płuca. Był we mnie. Od tego natężenia wzrastało we mnie pragnienie spotkania Lnianowłosej, gdy szedłem raźno w górę rzeki do jej świętych źródeł.”

 Ten fragment pokazuje nam kilka płaszczyzn i kilka sytuacji.

Pierwsza, bardzo realistyczna. Oto młody mężczyzna spotyka dwie siostry, z których jedna, a nazywa ją Lnianowłosa, mu się podoba. Żegna się z nimi przy konkretnej ulicy Staromiejskiej i idzie wzdłuż rzeki, aby dojąć do jej początku. W czasie tego spaceru uświadamia sobie, ze się zakochał w Lnianowłosej i to uczucie go ogarnia.
Druga płaszczyzna to emocje, które odczuwa bohater. To zachwyt, zaskoczenie, rozpierająca radość, pewność wyboru, tęsknota i pragnienie.
Trzecia płaszczyzna, ta najistotniejsza, dzięki której banalna sytuacja staje się niebanalna, a opis sytuacji predestynuje do  kunsztownego dzieła sztuki., to płaszczyzna językowa.

Autor z pełną świadomością nazywa swoja wybrankę Lnianowłosą, nawiązując do starej, celtyckiej opowieści o Tristanie i Izoldzie, gdzie bohaterka zwana była Izolda Złotowłosą. Opowieść ta, mówi o wielkiej, nieprzemijającej miłości. Używając podobnego w brzmieniu imienia, pisarz nawiązuje do archetypu wielkiej miłości, jaką pokazuje ta celtycka legenda.
Bohater opowiadania uświadamia sobie, że napotkana dziewczyna jest tą, na którą czekał, ale uświadamia to sobie idąc do źródeł rzeki, czyli szuka i źródeł tej miłości. Po co idzie w górę rzeki? Po to, żeby” Zobaczyć jej początek, narodziny jej zobaczyć”. Pragnienie wejścia w tajemnice narodzin rzeki podkreśla pisarz zabiegiem literackim, jakim jest powtórzenie. Nadaje ono nie tylko sens intencji autora, ale przede wszystkim formuje materie językową, sprawia, że wypowiedź jest śpiewna, radosna, ze odzwierciedla radość, która wraz z odkrytą miłością wypełnia tętnice, serce, płuca.
Pisarz nie boi się obrazu poetyckiego w odzwierciedleniu sytuacji. Pisze: Nade mną szybował jej perlisty śmiech. Jak stado gołębi jak rzekłem, szybował” Używa tu pięknej metafory szybującego śmiechu, by zaraz użyć porównania  tego śmiechu do stada gołębi, co autor utwierdza powtórzeniem wyrazu szybował.

To odkrycie w sobie wielkiej miłości i zanurzenie się w niej powoduje radość, manifestującą się raźnym krokiem do „świętych źródeł rzeki”. I znów sięgamy tu do archetypów tym razem kultury i religii starosłowiańskiej, która obfitowała w święte źródła, święte gaje, święte dęby. Gdzie  człowiek jako część przyrody oddawał cześć jej przemożnym siłom. Opowiadanie Jana Owczarka oscyluje w stronę prozy poetyckiej, dlatego jest tak skondensowane w swojej warstwie językowej i intelektualnej.

Są także i inne rodzaje prozy, ukazujące  realną rzeczywistość. W takich przypadkach należy dostosować język do realiów opisywanego środowiska. Nazywa się to stylizacja językowa i od dawna ma powszechne zastosowanie w literaturze. Nie może to jednak być sztuczne i patetyczne. Np. młoda, zakochana, współczesna  dziewczyna nie może mówić do swojego chłopaka „ukochany”, gdyż dzisiaj młode dziewczyny nie używają tego słowa, a ich język trąci bardziej slangiem młodzieżowym, niż poprawną, a nawet  wydumaną polszczyzną.
W prozie realistycznej niemałą role pełni narracja. Może być ona pierwszoosobowa, jak w przytaczanym fragmencie, gdzie bohater mówił o sobie, jak i trzecioosobowa, gdzie występuje tzw. narrator wszechwiedzący, który nie tylko opowiada o wydarzeniach z życia bohaterów, ale i zna ich myśli, uczucia i stany psychiczne.
 I wreszcie ostatni element, który jest ważny podczas pisania prozy. To dialogi. Ich ilość i sprawność językowa decydują o  tempie  utworu, o jego akcji i jednocześnie pokazują nam różnorodność charakterów bohaterów utworu, gdy  są odpowiednio zróżnicowane.
Wszystkie opisane tu zabiegi językowe używane przez pisarza świadczą o indywidualności danego autora, o jego niepowtarzalności. Dlatego jakże często mówimy o stylu np. Żeromskiego, Prusa, Dąbrowskiej, Kapuścińskiego,  Wortona, czy innych pisarzy. Sztuką jest bowiem wypracowanie sobie przez autora specyficznych dla niego samego cech stylistycznych i językowych. I ta indywidualność stanowi o tym, ze utwór literacki staje się dziełem sztuki.
 Jak wiec widzimy praca pisarza niesie za sobą odpowiedzialność za ciągłe doskonalenie warsztatu twórczego, a dobry pisarz, to ten, któremu się ciągle zdaje, ze jest na początku drogi.


Elżbieta Śnieżkowska-Bielak



Bywa, że prawda boli  (recenzja).
(Herbert nieznany. Rozmowy).

„ Był to 1968 czy 1969 rok. Powiedział mi – na trzeźwo – że trzeba przyłączyć Polskę do Związku Radzieckiego. Ja na to: „Czesiu, weźmy lepiej zimny tusz i chodźmy na drinka”. Myślałem, że to żart czy prowokacja. Lecz gdy powtórzył to przy kolacji, gdzie byli Amerykanie, którym się to nawet bardzo spodobało – wstałem i wygarnąłem. Takich rzeczy nie można mówić. Nawet żartem”. (s. 227).
     Powyższy passus, fragment jednej z wypowiedzi Zbigniewa Herberta, znakomicie odzwierciedla klimat prowadzonych z Poetą rozmów. Książka, w której zgromadzono większość oficjalnych wywiadów przeprowadzonych z autorem „Pana Cogito”, jest znakomitym uzupełnieniem jego poglądów na temat poezji, literatury i sztuki w ogólności. Ale nie tylko sprawy warsztatu poetyckiego, malarstwo holenderskie czy greckie kolumny zaprzątają Herberta. Znacznie więcej dowiemy się o współczesnej historii, o kuluarowych tajemnicach światka literackiego, o doświadczeniu historii i jego wpływie na przekonania i na twórczość bohatera tych rozmów. Bo w rzeczywistości Zbigniew Herbert nie jest „poetą ruin” i wyrafinowanym estetą jedynie, jak chcieliby go widzieć niektórzy krytycy literaccy i jak często szufladkowały go szkolne podręczniki i opracowania. Jest on przede wszystkim poetą – „strażnikiem grobów”, jak go określił w jednym ze szkiców krakowski historyk literatury prof. Jan Błoński. Poeta uważa sam siebie za kontynuatora tej tradycji i tego myślenia o Polsce, które wychowało wspaniałych patriotów, ludzi świadomych swojej polskości i z niej dumnych. Herbert swoją twórczością stoi na straży grobów Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Krystyny Krahelskiej, Tadeusza Gajcego, tysięcy poległych w Powstaniu Warszawskim, na frontach wojny i w okresie powojennym w leśnych walkach z oddziałami MO i UB jego rówieśników – „Kolumbów”. Ale też jest strażnikiem starszej tradycji – Powstania Styczniowego, Traugutta (o którym mówi w jednym z wywiadów), konfederatów barskich. Broni albigensów i miażdżonych przez państwową machinę Imperium Romanum licznych ludów, o których dziś wiemy jedynie, że istniały.
      Herbert niepokorny, niepoprawny, konsekwentny do końca swojego życia, za swoją niezłomność zapłacił ostracyzmem ze strony „salonu”, przemilczaniem lub opluwaniem przez wielkonakładowe media. Nie ugiął się przecież przed środowiskową presją, będąc przekonany, że istnieją sprawy ważniejsze niż osobisty dobrostan, że liczy się wierność  zarówno temu, co się pisze, jak i samemu sobie. Poeta w wywiadzie z Renatą Gorczyńską („Sztuka empatii”) mówi: „[…] moja poezja jest o wierności, w ogóle o pewnej cnocie trwałości, o potwierdzeniu bytu w całym jego skomplikowaniu”.
      Najbardziej znana i najbardziej brzemienna w skutkach jest rozmowa przeprowadzona w latach stanu wojennego ze Zbigniewem Herbertem przez Jacka Trznadla. Poeta, nie owijając w bawełnę, ukazał mechanizmy dochodzenia do sukcesu w warunkach ustroju komunistycznego, nie tylko poetów przedwojennych ale też późniejszych, panegirystów, czasem kompletne miernoty literackie:
„Mówi się, że to było ukąszenie Heglem. Bardzo przepraszam, ale Hegel leżał już od stulecia pod darnią, a kąsał Berman, kąsał Kroński.. Oni kąsali, nie Hegel. Ile razy się mówi o tych rzeczach, to stare konie są nadąsane – ci, którzy pisali te haniebne szmiry – i żądają, abym podchodził do nich z delikatnością Prousta lub żebym wczuwał się w tajnie ich duszy jak Dostojewski. A jeśli mówię o zbrodni, to mówię o zbrodni dokonanej na młodych ludziach, na pokoleniu, które po nich przyszło i które ma teraz dwadzieścia-trzydzieści lat. oni się wychowują w dalszym ciągu na tej literaturze. I to jest zbrodnia przeciwko Duchowi Świętemu. Grzech przeciwko Duchowi Świętemu jest niewybaczalny. Ja jestem rzymski katolik, ale bardziej rzymski niż katolik. I tutaj nie ma usprawiedliwień.”
      Autor „Struny światła” traktuje jako niewybaczalne koniunkturalizm elit, sprzedajność i – co szczególnie irytujące – przybieranie w tym kontekście na dodatek pozy autorytetu moralnego. To ze strony Poety jasno wyrażona niezgoda na fałsz salonu, na łajdactwo przykryte blichtrem dobrego tonu. Ciekawie czyta się dzisiaj, z perspektywy lat wywiad przeprowadzony z Herbertem przez Adama Michnika, wywiad, w którym jest wiele o heroizmie i nonkonformizmie i o autocenzurze, tak dzisiaj wszechobecnej w literaturze i publicystyce. Wtedy jeszcze późniejszy redaktor „Gazety Wyborczej” czuł się zaszczycony znajomością i przyjaźnią z autorem „Pana Cogito”. I nie oponował wobec stwierdzeń, które pewnie dzisiaj byłyby oklejone grubą warstwą komentarza publicystów jego gazety. Warto wrócić uwagę na niezwykle celne spostrzeżenia Zbigniewa Herberta, jak choćby to o braku przejrzystego  systemu aksjologicznego:
„Wrogiem numer jeden [literatury/kultury – przyp. mój] nie jest cenzura, ale nihilizm. to znaczy, może być tak, może być inaczej, nic nie wiadomo, wszystko…tu następuje ordynarne słowo. To jest nie tyle filozofia, ile stan duchowego rozkładu, zniewolenia,  i absolutna akceptacja wszystkiego, co może się zdarzyć (…)”
Zwróćmy uwagę na fakt, ze te słowa zostały odnotowane w rozmowie z  Poetą na trzydzieści lat przed sytuacją obecną, gdy ideologia postmodernizmu i wyrastająca z niej teoria dekonstruktywizmu hałaśliwie burzy dotychczasowe paradygmaty w nauce, kulturze, sztuce. Takiego grząskiego gruntu, bezładu, braku idei Herbert nie uznawał. I dlatego – po latach - zrażony do redaktora „Wyborczej” z powodu jego światopoglądowej woltyżerki, mówił o nim w latach dziewięćdziesiątych, że „Michnik to człowiek złej woli, oszust” i konsekwentnie do końca swoich dni nie zamieszczał swoich tekstów w wielkonakładowych dziennikach i tygodnikach (które uważał za jednowymiarowe ideologicznie, a jedynym miejscem, które uznał za godne jego tekstów w rozpoznanej przez niego sytuacji światopoglądowej Polski tamtego czasu, był „Tygodnik Solidarność”, niegdyś rozchwytywany, a później już tylko związkowe, niszowe pismo.
       Nie sposób, oczywiście, odnieść się do wszystkich przeprowadzonych, a przywołanych w omawianej książce wywiadów, ale pomysł zebrania ich w jeden wolumin, daje możliwość prześledzenia poglądów Księcia Poetów poza samymi tekstami.„Herbert nieznany. Rozmowy” jako publikacja jest częścią większego zamysłu Fundacji Zeszytów Literackich. Kwartalnik ten, początkowo wydawany na emigracji i w drugim obiegu, od początku swojego istnienia publikował utwory Herberta. Po jego śmierci  (1998) za zgodą  Żony i Siostry Poety „Zeszyty Literackie” opublikowały listy poety, jego eseje i liczne nieogłoszone wcześniej szkice oraz wiersze. Tom opublikowanych wywiadów z autorem „Barbarzyńcy w ogrodzie” jest najnowszą pozycją tego cyklu. 
Jan Owczarek

Herbert Nieznany. Rozmowy, wyd. Fundacja Zeszytów Literackich, Warszawa 2008, s. 274  [ISBN  978-83-60046-90-6]